![]() ![]() ![]() Chcialbym byc Twoim lasem, lasem - w ktorym odkrywasz swe marzenia. Nie kepa drzew, lasem gestym - Twoimi marzeniami, w ktorym kazde drzewo - ziszczalnym marzeniem, urzeczywistnione moim tchnieniem. Chcialbym byc Twoim marzeniem, nie ulotna mgielka, cialem , gestym - Twoim marzeniem, w ktorym - kazda moja tkanka urzeczywistniona, Twoim tchnieniem. ![]() Tak bym chcial , bys na mojej piersi, polozyla swa skron, moim cieplem, zamknela swe oczy, moja poczula dlon, by wszystkie Twoje troski, moimi sie staly, by nie wracaly, a pozostala - tylko Twoja skron i moja dlon. Tak bym chcial, by ta chwila w nieskonczenie trwala, Twoja skron i moja dlon. ![]() Teczowym motylem, co pomieniami slonca plynie, Twymi ustami sie caluje. Teczowym marzeniem, zapach nieba spijam. Ustami czerwonymi jak maki, motylem siadam. Ulotna chwila, zatrzymuje by trwala... Nie-winnym marzeniem. Twoja slodcz spijam. ![]() |
![]() ![]() ![]() Gdzie Cie szukac mam ? Gdzie teraz spotkam Cie ? Gdy polne kwiaty znikna wraz z pokosem traw. Gdy laka nieprzyjaznym rzyskiem stanie sie - wspomnieniem kwiatu. Mysle o Tobie i nie wiem sam, gdzie teraz szukac Cie mam ? Czy na niebie wsrod gwiazd ? Czy w wirze dnia ? Moze w ozywczym deszczu skropisz ma skron ? Letnim sloncem napelnisz ma steskniona dlon ? Bedziesz swiatlem dnia ? Gdzie Cie szukac mam ? Moze wedrujac lesnymi sciezkami,nieoczekiwanie - spotkam Cie ? W zapachu lasu,w spiewie ptakow ? A moze z kicajacymi zajaczkami przytulisz mnie ? W Twych objeciach spotkamy sie ? Powiedz. Powiedz mi gdzie Cie szukac mam ? ![]() A gdy bedzie padal deszcz, posylam Ci krople majowego deszczu. Kropelke wody, w ktorej zawarlem swoje marzenie. Kropelka marzen splywajaca, mokry slad, kropelka marzen wysychajaca promieniem slonca. ![]() |
![]() ![]() ![]() Slodycz jest niezwyklym bytem, niebem rozciagnietym nad glowa blekitem, sloncem co dzien rozpromienia, i ksiezycem milczacym noca , i gwiazdami co wesolo migoca. Czasami plyna tez chmury, burze-pioruny, owa slodycza... Slodycz ta, nie - zmytymi garnkami sie liczy, ani jakoscia obiadu, kubistycznym nieladem , czy leniuchowaniem... Slodycz ta, Twoim obliczem. ![]() Ile razy slyszac dzwiek Twego glosu, zapominalem o napelnieniu pluc, zyciodajnym tlenem ? Ile razy odczuwalem, mieszanke bezpodstawnego leku, i ekscytacji, przed Toba nieznana ? Ile razy drzaly mi dlonie, i mimowolnie odsuwalem moment, w ktorym przestawalas byc wielka, niewiadoma ? I wreszcie ile razy od mojego, prosto do Twojego serca, przemknal, tylko przez ciebie, wyczuwalny promyczek, rozlewajac sie jak atrament, na czysta kartke papieru ? ![]() Czy w mojej glowie, nie poplynie juz nic ? czego bys nie wiedziala ? nie wyczytala ? nie uslyszala ? Cykl zdarzen sprawia, ze powtarzam sie, bez opamietania, przybierajac rozne formy, i dobierajac inne slowa, zeby nie bylo znowu to samo... ![]() |
---|